Pakiet mobilności, czyli przepisy, które miały uregulować przewozy drogowe na unijnym rynku, wprowadziły zamieszanie wśród przewoźników. O tym, jak przedsiębiorcy radzą sobie z obecnymi wyzwaniami, w tym z nasilającą się presją płacową, opowiada Leszek Wróblewski, prezes Kupiec SA.
Tarnowska firma Kupiec specjalizujemy się w organizacji całopojazdowych przewozach ładunków neutralnych na trasach z Polski do Włoch, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, krajów Beneluxu oraz do Niemiec. Jak Pakiet mobilności wpłynął na polskich przewoźników, z którymi spółka współpracuje?
– Pakiet mobilności , który wszedł w życie w lutym 2022 r., nadal wprowadza dość duże zamieszanie wśród polskich operatorów, którzy od dłuższego czasu starali się przygotować w miarę możliwości do nadchodzących zmian. Dużym utrudnieniem było dla nich wyliczenie wynagrodzenia dla kierowców ze względu na to, że do ostatniej chwili kraje UE nie upubliczniały swoich danych odnośnie płacy krajowej. Dodatkowo polskie przepisy, dostosowujące prawo krajowe do unijnych ustaleń, zostały uchwalone w ostatniej chwili, tuż przed wdrożeniem pakietu, dlatego też naszym przewoźnikom zostawiono niewiele czasu na przystosowanie się do zmian – mówi prezes spółki Leszek Wróblewski.
Pakiet mobilności bez krajowych uregulowań
Przewoźnikom brakowało krajowych uregulowań prawnych, wdrażających rozwiązania w kwestii delegowania pracowników. Dopiero po lutym było wiadomo, o ile mniej więcej wzrośnie wynagrodzenie kierowcy oraz jak będzie wyglądała współpraca z kontrahentami z zagranicy.
– Przewoźnicy jasno określili wzrost kosztów transportu, których część kontrahentów przyjęła jako normę i starała się sprostać ich wymaganiom. Inni nie akceptując wzrostu stawek nadal szukają tańszych przewoźników – tłumaczy prezes Kupiec SA. – Najbardziej dokuczliwym czynnikiem był brak jasnych informacji dotyczących zasad rozliczeń kierowców oraz tego, które przewozy podlegają delegowaniu, a które nie są nim objęte. Obecnie największym problemem jest brak wzrostu stawek za transport ujednoliconych ze względu na pakiet mobilności – informuje Wróblewski.
>>> 44 proc. właścicieli furgonetek nie wyrobi licencji UE
Wbrew wcześniejszym obawom, wprowadzenie Pakietu mobilności nie zwiększyło stawek w transporcie. – Stawki nie zmieniły się z dnia na dzień. Wielu kontrahentów nie jest w stanie zwiększyć kosztów transportu ponieważ nadal borykają z ekonomicznymi skutkami pandemii. Część firm zwiększyła stawki, gdyż jest już „pod ścianą”, ponieważ firmy nakładają na siebie kary za brak dostawy komponentów niezbędnych do produkcji. W efekcie stawki za transport są nadal bardzo zróżnicowane – zauważa Leszek Wróblewski.
Rosną płace kierowców
Problemem dla przewoźników jest deficyt kierowców. Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę, wielu obywateli Ukrainy, pracujących w polskich firmach transportowych, musiało wyjechać, aby bronić ojczyzny. W efekcie nasiliła się wśród kierowców presja płacowa. Według prezesa Kupiec SA, ta presja w zasadzie trwała od dawna i ma negatywne konsekwencje dla gospodarki. – Wynagrodzenia kierowców rosną aktualnie nie tylko przez braki kadrowe, ale również przez wymogi stawiane w związku z wprowadzeniem pakietu mobilności. Wzrost płacy kierowcy ciągnie za sobą cały łańcuszek nacisku na kolejne ogniwa w transporcie. Pojawia się również nacisk ze strony kontrahentów, co w efekcie jest jedną z przyczyn wzrostu cen towarów w sklepach – podkreśla Leszek Wróblewski.
Okazuje się, że sankcje nałożone przez UE na firmy z Rosji i Białorusi nie dotknęły znacząco polskich firm transportowych. – Polski przewoźnik obecnie jadąc na wschód naszego kraju otrzymuje stawkę za fracht w takiej wysokości, która pozwala mu na kilkudniowy postój samochodu na granicy oraz pokrycie ewentualnych nadrobionych kilometrów. Dlatego transport na wschód naszego kraju nadal bardzo dobrze prosperuje – tłumaczy prezes Wróblewski. I dodaje, że przedsiębiorcy nie musieli więc zmieniać obsługiwanych tras. – Tylko niewielki odsetek przewoźników, którzy zrezygnowali z transportu na za wschodnią granicę, w dużej mierze obsługuje transport krajowy. Po prostu nie są przygotowani pod względem technicznym do wyjazdów na zachód Europy. Nie zaobserwowaliśmy również napływu nowych przewoźników na rynek zachodni – informuje ekspert.