Choć świat był przygotowany na dwutygodniowy przestój w Chinach wynikający z obchodów Chińskiego Nowego Roku i firmy odpowiednio zwiększyły stany magazynowe, epidemia koronawirusa znacznie wydłużyła tę przerwę. O sytuacji, z którą przyszło nam się mierzyć, mówi Piotr Kozłowski, dyrektor Frachtu Oceanicznego Klastra Europy Północno-Wschodniej w DB Schenker.
Jak wynika z prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego, światowa gospodarka w 2020 r. może skurczyć się gwałtownie o 3 proc. Do nagłego pogorszenia się perspektyw gospodarczych przyczynił się nie tylko koronawirus. Silnie oddziałuje na obecną sytuację również zerwanie porozumienia między dostawcami ropy w ramach OPEC + (Organizacja Krajów Eksportujących Ropę Naftową, w tym Rosja i inni eksporterzy ropy spoza OPEC), ponieważ w dużym stopniu wpływa to na ceny surowców. Odnotowywane są 15-proc. spadki cen metali nieszlachetnych, blisko 40-proc. spadki cen gazu ziemnego i około 65-proc. ropy naftowej.
– Na skutek wybuchu epidemii praca fabryk w Chinach została ograniczona, ale powoli wraca do normy. Obecnie to europejskie firmy działają w sposób ograniczony, co jest bezpośrednią przyczyną spadku zamówień – wyjaśnia Piotr Kozłowski. – Aktualna sytuacja pokazuje, jak bardzo gospodarka Chin i gospodarki państw europejskich są ze sobą powiązane. Najpierw eksport towarów z Państwa Środka wstrzymała pandemia, ale w ciągu najbliższych miesięcy również zmaleje zainteresowanie towarami, ponieważ wiele regionów świata wstrzyma zakupy. Już teraz chińskie fabryki otrzymują o wiele mniejsze zamówienia niż się spodziewano – mówi ekspert.
Zdaniem Piotra Kozłowskiego wzrasta zainteresowanie przeniesieniem produkcji np. do Turcji czy do krajów Kaukazu – szczególnym atutem są w tym przypadku połączenia drogowe i kolejowe. – Mimo wszystko zaletą chińskich firm jest zaawansowana technologia. Dzięki temu Państwo Środka bardzo szybko stało się liderem produkcji skomplikowanych rozwiązań i wielu komponentów, co pozwoliło mu oddziaływać na światową gospodarkę – wyjaśnia.
Firmy poszukują sposobów, by utrzymać ciągłość procesów i zabezpieczyć się przed wydarzeniami, których doświadczamy. Potencjalnym rozwiązaniem byłaby dywersyfikacja produkcji. – Co najmniej połowa gotowych wyrobów wraz z komponentami do ich produkcji mogłaby być wytwarzana bliżej rynków zbytu. Jednak konsumenci muszą mieć świadomość, że wtedy towary byłyby znacznie droższe. Nie obędzie się również bez wprowadzenia zmian już na etapie kształcenia przyszłych pracowników – mówi Piotr Kozłowski. – Odpowiednie przygotowanie szkolnictwa pozwoli na stworzenie zasobów i kompetencji, które umożliwią rozwinięcie, lub w przypadku niektórych branż, rozpoczęcie produkcji w Europie – dodaje.