Ostatnie półtora roku nie jest pomyślne dla branży TSL w Polsce i w całej Europie. Drastyczny spadek ilości frachtów oraz stawek przewozowych doprowadził do restrukturyzacji i upadku wielu firm transportowych i wyprzedaży flot. Dane z Platformy Trans.eu pokazują jednak wzrost ilości zleceń na rynku spot, który w I półroczu 2024 r. wyniósł aż 51 proc. (w stosunku do I półrocza 2023 r.). Czy to stały trend, czy chwilowa potrzeba rynku?
Przewoźnicy podchodzą do takich statystyk sceptycznie, gdyż ich zdaniem wzrosty są w rzeczywistości niewielkie, ale przyznają, że stawki przewozowe są coraz atrakcyjniejsze. Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka Polska, od dawna wskazuje na sytuację w tzw. Europejskim Bananie, czyli najbardziej zurbanizowanym obszarze Europy (od Wielkiej Brytanii, po Mediolan we Włoszech). – Jeśli produkcja przemysłowa w tych krajach spada, to trzeba redukować flotę, a nie snuć rozważania o innych rynkach, gdyż takowych alternatywnych po prostu nie ma – twierdzi Wroński.
Stagnacja w Europejskim Bananie
Faktem jest, że najbardziej rozwinięte rynki w Europie (Francja i Niemcy, a poza UE także Wielka Brytania) rozwijają się niemrawo, a przewidywany poziom wzrostu w tych krajach prognozowany jest na około 1 proc. w 2024 r. W czerwcu br. wskaźnik PMI dla przemysłu w Eurolandzie wyniósł 45,6 pkt, co oznacza kontynuację recesji. W tzw. wiosennej prognozie Komisji Europejskiej przewiduje się, że wzrost PKB w 2024 r. wyniesie 1,0 proc. w UE i 0,8 proc. w strefie euro. Jednym słowem, parametry makroekonomiczne nie wskazują na razie na znaczne ożywienie gospodarcze, raczej powolne wychodzenie z recesji.
Platforma Trans.eu zebrała wypowiedzi przedstawiciela sektora TSL o aktualnej sytuacji na rynku przewozowym. – Na rynku jest mniej pojazdów, stąd prawdopodobnie większe ożywienie na giełdzie. Jeździmy na tradycyjnych kierunkach – do Niemiec, Holandii i Francji, ale posiłkujemy się także transportami do innych krajów, gdzie stawki za fracht pozwalają nam osiągnąć choć niewielką marżę. Częściej jeździmy na przykład do Austrii, Włoch i Szwajcarii, bo można tam zarobić nieco więcej. W Szwajcarii stawka jest na tyle przyzwoita, że mimo uciążliwej kontroli celnej i wysokich opłat drogowych opłaca się nam podjąć zlecenie – mówi Karolina Urbanik, kierowniczka oddziału spółki transportowej DM Logis w Poznaniu
Rafał Jabłoński, prezes spółki transportowo-logistycznej System Transport, uważa, że na rynku transportowym nastąpił spadek liczby dostępnych pojazdów, co w efekcie zaowocowało wzrostem ilości ofert przeniesionych na rynek spot z obrotu pozagiełdowego. – Obserwujemy falę upadłości firm przewozowych, co bezpośrednio wpływa na ilość ciężarówek gotowych do podjęcia ładunku – twierdzi Jabłoński.
Presja do transportu poniżej kosztów
Marcin Juszczak, kierownik oddziału w Gdyni spółki Connect Logistics dostrzega pewne przełamanie na rynku, niewielki wzrost ofert oraz wyższe ceny frachtu na niektórych trasach. – Ale ten rynek ciągle jest patologiczny, załadowcy najczęściej chcą, abyśmy jeździli poniżej kosztów. Powoli zaczyna się to zmieniać, bo firmy transportowe nie mają już kapitału na pokrycie strat i często wycofują się z nierentownych tras. Tym sposobem trafiają z rynku kontraktowego na spotowy, gdzie szukają lepszych pieniędzy. Fakty są takie, że koszty prowadzenia firmy są coraz wyższe, a stawki za fracht rosną nieproporcjonalnie wolniej – komentuje Juszczak.
– Odbicie na rynku jest dostrzegalne, ale do ilości frachtów oraz cen z dobrego roku 2022 jest jeszcze bardzo daleko. Jak większość moich znajomych z branży, wątpię, czy kiedykolwiek wrócą tamte stawki. Dziś wiele, nawet dużych firm transportowych, przechodzi restrukturyzację, więc na rynku jest mniej samochodów. Załadowcy niechętnie jednak rozmawiają o podwyższeniu stawek. Odnoszę wrażenie, że jakiejś odczuwalnej zmiany możemy spodziewać się dopiero w ostatnim kwartale 2024 r. – to z kolei wypowiedź Adama Kmocha, dyrektora ds. operacyjnych w spółce Eltrans.
Raport o europejskim transporcie drogowym w 2024 r. (do pobrania)